Przejdź do treści
Baner 11 (7)

Bezpieczeństwo żywnościowe kontra kryzys wodny – skąd płyną problemy?

Strzałka

Wiemy, że z dostępnymi dla ludzi zasobami wody na Ziemi nie możemy już czuć się bezpiecznie. Na jakie obszary naszego życia wpływa brak wody?  

Woda, jak wiemy, jest podstawowym zasobem naturalnym, bez którego nie byłoby możliwe życie na Ziemi. Braki wody zdatnej do użycia wpływają na nasze funkcjonowanie holistycznie. Priorytetem jest oczywiście woda pitna, ale bez dostępu do wody nie jesteśmy w stanie wyprodukować żywności. Kolejnym przykładem jest energetyka. Butan czy Norwegia stawiają na tzw. hydroelektrownie, które – żeby mogły funkcjonować – potrzebują infrastruktury wybudowanej na rzekach. Susze lub niepożądane zjawiska atmosferyczne, takie jak burze czy ocieplenie klimatu, zaburzają rytm rzeki. To duży problem. Doświadczyłam pewnego zdarzenia w Gruzji, które obrazuje jego konsekwencje. Ocieplenie klimatu spowodowało, że lodowce topią się szybciej. Podczas silnych opadów deszczu, które akurat wtedy nawiedziły ten kraj, kawałek lodowca oderwał się i wpadł do rzeki, w następstwie wywołał powódź i kompletnie zniszczył most i lokalną elektrownię. Wody potrzebujemy również do chłodzenia maszyn w elektrowniach czy w przemyśle wydobywczym, np. przy produkcji biopaliw z materiałów biologicznych. Ze względu na powiązania między energią i wodą, problemy z jednym implikują problemy drugiego. W niektórych miejscach, żeby skorzystać z energii potrzebujemy dużej ilości dostępnej wody, a zasoby wodne są ograniczone lub inne sektory o nie konkurują. Tam rodzą się problemy, które wpływają na gospodarkę jako całość. 

Jak wygląda bezpieczeństwo żywności w dobie globalnych problemów: zmian klimatu, wyjałowieniu gleby czy wylesianiu?  

Obecna sytuacja w Europie, wojna w Ukrainie, kradzież zboża przez Rosjan czy blokowanie portów to tylko szczyt góry lodowej, który powoli otwiera nam oczy i uświadamia, jak bardzo nasze społeczeństwo jest wrażliwe na zakłócenia łańcuchów dostaw. Żyjemy na bogatym kontynencie i do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy z nadchodzącej katastrofy, a bezpieczeństwo żywności zostało zaburzone na długo przed wojną. Po opanowaniu uprawy pszenicy ludzkość z pasją rozwinęła rolnictwo i monokultury. To właśnie jednogatunkowość i brak dywersyfikacji powodują, że jesteśmy wrażliwi na zmiany. Dopiero od niedawna zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że gdy wylesiamy ogromne obszary na różnych kontynentach – zaburzamy ekosystem, wyjaławiamy glebę i przyczyniamy się do coraz częstszych katastrof klimatycznych. W obliczu tych zmian obecne metody produkcji żywności będą, za jakieś czas, niewystarczające. Produkcja pierwotna, uprawy zbóż i hodowla zwierząt, zużywa najwięcej wody w skali globalnej w porównaniu z innymi gałęziami gospodarki. Powinniśmy się skupić na tym problemie i wdrażać nowe metody, które są bardziej przyjazne dla środowiska. Uważam, że jesteśmy wstanie to zrobić. Musimy zaangażować cały nasz potencjał technologiczny do zreformowania obecnych systemów.  

Co możemy zrobić ze wszystkimi problemami z bezpieczeństwem żywności, z jakimi musimy się mierzyć?  

Przede wszystkim musimy przedefiniować żywność jako taką dla naszego społeczeństwa. W Europie, ale też np. w Stanach Zjednoczonych, nauczyliśmy się, że żywności mamy pod dostatkiem i jest ona relatywnie tania. Od momentu szybkiego wzrostu populacji po II Wojnie Światowej, aby sprostać wyzwaniom populacyjnym, zaczęliśmy produkować żywność tanią, łatwą do przechowywania i w dużych ilościach. Wydawało się to dobrym rozwiązaniem, ale zaczęliśmy zauważać, że taka żywność jest niezdrowa, wysokoprzetworzona i płacimy za nią ogromną cenę środowiskową. Skutkiem ubocznym jest epidemia chorób cywilizacyjnych. W Europie umiera więcej ludzi z przejedzenia niż z głodu. To z kolei powoduje narastające problemy społeczne i ekonomiczne. Ogromne ilości żywności są marnowane, podczas gdy w krajach afrykańskich jej brakuje. Żeby zatrzymać tę spiralę, musimy zrozumieć, że żywność jest podstawowym dobrem, o które trzeba dbać i je szanować. Zmiany myślenia powodują realne zmiany zachowań. Coraz więcej funduszy inwestuje w sektor żywnościowy, a konkretnie w spółki technologiczne, które wdrażają nowoczesne technologie i narzędzia. Dzięki nim można wytwarzać i przetwarzać żywność w zrównoważony sposób i nie marnować tej, którą mamy dostępną. Jestem przekonana, że w czasach, kiedy możemy oglądać zdjęcia Marsa zrobione przez wysłanego tam łazika, mamy też narzędzia, które pozwolą zrewolucjonizować każdą branżę. Musimy tylko o nich pomyśleć. 

Jakie znaczenie w rozwiązywaniu tych problemów ma akwakultura i hydroponika? 

Moim zdaniem, akwakultura, hydroponika i akwaponika są systemami, które w znaczący sposób mogą wpłynąć na nasz sposób wytwarzania żywności i jej postrzegania. Szczególnie w kontekście obiegów zamkniętych – to kluczowy czynnik, który pozwala na redukcję zużycia wody do produkcji żywności. Liczby mówią same za siebie: do wyprodukowania 1 kg wołowiny, potrzeba ponad 15 tys. litrów wody. Tymczasem do produkcji 1 kg łososia, w zależności od metody, potrzebujemy tylko 400-700 litrów wody. Co więcej, w przypadku bydła ślad węglowy jest prawie 10-krotnie wyższy niż w przypadku łososia hodowanego w akwakulturze. Warto wiedzieć, że dobrze skonstruowane farmy akwakulturowe czy hydroponiczne są odizolowane od środowiska zewnętrznego i nie powodują zanieczyszczeń, czy wyjaławiania gleby. Z drugiej strony, taka izolacja sprawia, że środowisko nie wpływa na hodowlę, dzięki czemu nie dostają się do niej patogeny, pestycydy, antybiotyki i inne substancje, których nie chcemy spożywać. Połączenie akwakultury z hydroponiką daje akwaponikę, w której oprócz obiegu wody, mamy dodatkowo obieg biomasy: odchody wydalane przez zwierzęta oraz resztki pokarmu konwertowane są na nawóz do roślin hodowanych w tym samym systemie. Taki nawóz jest odpowiednio zbilansowany, a co najważniejsze – naturalny. Farmy akwaponiczne mają szansę zaistnieć w miejscach, w których dostęp do wody jest ograniczony. Przy umiejętnym połączeniu tych metod z nowoczesnymi rozwiązaniami w zakresie energii odnawialnej, możemy zbudować unikalną instalację, która będzie niezależna od warunków zewnętrznych. 

Była Pani jurorką na Aquathonie. Czy uważa Pani, że hackathony poświęcone wodzie są potrzebne i mogą dostarczyć ciekawych do wdrożenia rozwiązań? 

Tak, miałam przyjemność uczestniczyć w ostatniej edycji Aquathonu. Uważam, że takie inicjatywy mają duży potencjał. Po pierwsze edukują społeczeństwo i szerzą wiedzę na temat niedoborów wody i ich konsekwencji. Po drugie to kuźnia talentów, które generują nieoczywiste pomysły. Kiedy dajemy szansę uczestnikom, wobec których nie ma wymagań, jeśli chodzi o branżę czy poziom wiedzy, możemy spodziewać się interdyscyplinarnych pomysłów, które inspirują do działania.  

Rzeczywistość związana z wodą nie maluje się optymistycznie. Czy widzi Pani jednak jakieś szanse dla nas na uratowanie wodnej sytuacji?  

Widzę – i to spore. Na szczęście rośnie świadomość społeczna na temat tego problemu, a to więcej niż połowa sukcesu i kluczowy czynnik do wprowadzania zmian. Powstaje coraz więcej inicjatyw, które są związane z redukcją zużycia wody w różnych branżach, a także z ratowaniem zasobów wodnych. Oczywiście na to potrzeba pieniędzy, ale w tym przypadku jedno napędza drugie. Wydaje mi się, że stoimy u progu rewolucji żywnościowej, która zmieni nasze postrzeganie samych siebie w kontekście zasobów, którymi dysponujemy. Aby nadążyć za zmianami, niezbędna jest szeroko pojęta współpraca, w którą angażuje idea 3W: zarówno na poziomie operacyjnym – tworzenie interdyscyplinarnych zespołów i projektów, jak i współpraca na poziomie strategicznym: pomiędzy agencjami rządowymi, samorządowymi, naukowcami, przedsiębiorcami i innymi decydentami.  

Artykuł z kategorii:

woda